To
był jeden z tych dni, kiedy bezczynnie siedziałem na schodach przed domem
wpatrując się w pustą ścieżkę prowadzącą do furtki. Słońce powoli chyliło się
ku zachodowi, cały świat był przepełniony odcieniami żółci i czerwieni. Widok
był przepiękny, mógłbym wpatrywać się w niego godzinami. W takiej chwili nic
się nie liczyło, czas biegł do przodu a ja nie zwracałem na to uwagi.
-
Nie możesz tego zrobić! - zza drzew dobiegł mnie głos Pauli. Mimowolnie spojrzałem
przez prawe ramię w stronę sąsiedniego domu, w którym mieszkała. - A właśnie, że mogę i nic mnie nie powstrzyma! - Nate z całej siły wyrwał rękę z jej uścisku, Paula straciła równowagę i upadła na trawę.
Zacisnąłem pięści, nie mogłem na to patrzeć. Chciałem wstać i pójść tam, przyłożyć mu i powiedzieć co myślę na jego temat. To nie był pierwszy raz kiedy miałem ochotę kazać mi się wynosić i dać jej święty spokój, ale nie mogłem tego zrobić. Obiecałem Pauli, że nie będę wtrącał się w ich sprawy.
Była moją przyjaciółką, znamy się od dzieciństwa. Nie mogłem patrzeć jak ktoś ją rani. Była dla mnie jak siostra, siostra, której nigdy nie miałem. Ludzie już tak mają, że jakby bardzo nas rodzeństwo nie denerwowało, jak bardo mielibyśmy ich dość, tak zawsze gdy tylko temu drugiemu działa się krzywda stanęlibyśmy w jego obronie. W tym przypadku było tak samo, tylko, że Paula nie była moją prawdziwą siostrą.
- Nate, nie możesz mi tego zrobić... - jej głos drżał. Nie musiałem na nią patrzeć by widzieć, że płacze. To powoli stawało się nie do zniesienia.
- Nie będziesz mi rozkazywać! Z nami koniec! Rozumiesz? Koniec przez wielkie k.
Po tych słowach Nate odszedł nie zwracając uwagi na to co stanie się z Paulą. Odczekałem chwilę, aż wsiądzie do swojego samochodu i odjedzie. Gdy tylko tylne światła jego samochodu zniknęły za zakrętem, wziąłem głęboki wdech, by się uspokoić. Nie mogłem pokazać Pauli swojej złości, ona teraz mnie potrzebowała.
Rozluźniłem zaciśnięte pięści i ruszyłem przez trawnik w stronę jej domu. Nasze domy dzielił niewielki żywopłot pomiędzy drzewami, więc bez problemu przy jednym skoku znalazłem się na jej podwórku.
Paula siedziała na trawniku, w tym samym miejscu, w którym wcześniej upadła. Od razu przypomniałem sobie co zrobił ten dupek i ponownie wezbrała się we mnie złość. Z jej oczu ciągle wypływały łzy, trzęsła się jej dolna warga i miarowo poruszała ciałem w przód i w tył. To oznaczało tylko jedno, była w totalnej rozsypce.
Nate wielokrotnie mówił jej, że to koniec, że nie chce mieć z nią nic wspólnego, ale zawsze wracał. Wsiadał do samochodu odpalał silnik, ale nie potrafił odjechać, coś go wciąż przy niej trzymało. Trzaskał drzwiami i do niej wracał, ale tym razem tak się nie stało.
- Hej! Wszystko w porządku?
Paula powoli uniosła głowę i szklanymi oczami na mnie spojrzała. W kąciku oka pojawiła się jej kolejna łza, szybko wytarła ją w rękaw i zamknęła oczy. Zaprzeczyła ruchem głowy.
Usiadłem tuż obok niej. Milczałem. Rozmowa w tej chwili nie miała żadnego sensu, wiedziałem, że to w niczym nie pomoże, tylko wszystko pogorszy.
- Paula, ja wiem, że obiecałem się nie wtrącać, ale czy nie uważasz, że dobrze się stało? Tyle się przez niego wycierpiałaś, tyle razy wylewałaś przez niego tak wiele łez w moje ramie...
- Będziesz mi to teraz wypominał? Przecież nikt nie kazał ci spędzać ze mną tych wszystkich wieczorów, gdy odchodził lub mnie zranił!
- Wiesz, że nie o to mi chodziło. - odwróciłem wzrok i ugryzłem się w język, po co ja w ogóle to mówiłem.
- Wiem... ale ja go kocham...
I w tej chwili załamała się na dobre.
Odprowadziłem ją do pokoju i ułożyłem w łóżku. Na szafce nocnej położyłem ogromną paczkę chusteczek i usiadłem w fotelu obok łóżka patrząc jak usypia. Czekała nas długa noc pełna łez.
Nachyliłem się w stronę łóżka i ucałowałem ją w czoło.
- Zawsze możesz na mnie liczyć, ja się nigdzie nie wybieram. - wyszeptałem, a na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
***
Obudziły mnie promienie słońce wpadające przez okno. Nie chętnie odkryłam kołdrę i usiadłam na łóżku. Justina już nie było, ale na fotelu na którym siedział została karteczka.
"Dzień dobry Shawty! ;)
czekam w kuchni, aż panienka zwlecze swój tyłeczek
i zechce zjeść ze mną śniadanie. ;)
Justin"
Na
mojej twarzy zagościł uśmiech. Zawsze wiedział jak poprawić mi humor. czekam w kuchni, aż panienka zwlecze swój tyłeczek
i zechce zjeść ze mną śniadanie. ;)
Justin"
Wyjęłam z szafy szary dres i go ubrałam, włosy związałam w kucyk i zaspana zeszłam na dół. Po kuchni rozchodził się zapach świeżo upieczonych naleśników. Justin stał oparty o blat obok kuchenki, na której smażył naleśniki.
- Dzień dobry potworku! - na jego twarzy zagościł zawadiacki uśmieszek.
- Złośnik! - wzięłam do ręki ścierkę, która leżała na stole i rzuciłam nią w niego.
- Ej!
- No co?
- Spokój i grzecznie siadaj do stołu.
- Dobrze tatusiu. - pokazałam mu język, a Justin z rozbawieniem pokręcił głową.
- Ulubione naleśniki z syropem klonowym, specjalnie dla mojej siostrzyczki.
Postawił przede mną czubaty talerz naleśników.
- Mhmm. Pychota! - oblizałam się. - Każda dziewczyna chciałaby mieć takiego cudownego brata.
- No na szczęście tylko jedna ma takie szczęście. - Justin puścił do mnie oczko.
- A dla mnie też się coś znajdzie? - na schodach stał mój tata, oczywiście jeszcze w piżamie z różową panterą, którą kupiłyśmy z mamą dla niego pod choinkę.
- Dzień dobry panie Woldorf. Dla pana zawsze się coś znajdzie, proszę siadać.
Tata ucałował mnie w czubek głowy. - Cześć córuś. - i usiadł obok mnie.
Całował mnie tak od zawsze, on wciąż uważa, że jestem jego małą księżniczką.
- Na pewno chcesz to oglądać? - Justin trzymał w ręku płytę z filmem. - Przecież ty tego nie cierpisz, uważasz, że to najgorszy film jaki kiedykolwiek mogli nakręcić. - po tych słowach Justin się skrzywił. Ja nienawidziłam tego filmu, za to on uwielbiał.
- Tak. Dziś nie zniosłabym żadnej komedii romantycznej. No chyba, że chcesz na kolejną noc użyczyć mi swego ramienia. - na mojej twarzy zagościł grymas. Starałam się nie myśleć o tym co wydarzyło się wczoraj wieczór, ale to nie było takie proste.
- Chcesz o tym pogadać? - Justin usiadł na kanapie obok mnie.
Nie odpowiedziałam. Pokręciłam tylko głową. - To za wcześnie bym mogła o tym spokojnie rozmawiać.
- Rozumiem, ale pamiętaj, że na mnie możesz zawsze liczyć. Zawsze, nie zależnie co się będzie działo. W końcu jesteś moją małą siostrzyczką.
Uwielbiałam gdy mnie tak nazywał, mogłam wtedy poczuć, że jestem komuś potrzebna i jest ktoś, komu na mnie zależy.
- No to oglądamy.
Ktoś ponownie uderzył w drzwi. Wzdrygnęłam się i chwyciłam Justina za ramię. W tej samej chwili wyciągnął rękę i nacisnął klamkę, powoli pociągnął drzwi w swoją stronę robiąc krok w tył i wpadając na mnie.
Za drzwiami stała Keats, moja o rok młodsza siostra. Ulżyło mi.
- Oszalałaś? Nie masz kluczy swoich czy co? Zajmij się nauką, a nie straszeniem ludzi! - byłam na nią strasznie zła.
Po moich słowach zapadła cisza. Nikt się nie odezwał. Justin stał wpatrzony w Keats, podążyłam za jego wzrokiem. Spojrzałam na siostrę i zrozumiałam przerażony wyraz twarzy Justina.
Była cała brudna, posiniaczona i zakrwawiona. Ubrania, które miała na sobie w zupełności ich nie przypominały. Miał rozcięty policzek, a z rany wypływała krew. Kurczowo trzymała prawą rękę przyciśnięta do piersi.
- O matko! Keats, co ci się stało? - szybko podeszłam do siostry i pomogłam jej ostrożnie wejść do domu. Justin zamknął za nami drzwi.
Usadziłam Keats na kanapie.
- Justin przynieś mi szybko z łazienki apteczkę, świeży ręcznik i ciepłą wodę w misce, muszę opatrzyć jej rany.
Bez słowa zniknął za drzwiami.
Nie wiedziałam od czego zacząć. Miałam ochotę wykrzyczeć młodej co myślę na temat jej zachowania i kazać iść jej do pokoju i nie wychodzić póki nie wrócą rodzice. No ale przecież nie mogłam jej zostawić w takim stanie. To nie był czas na złości i pretensje.
- Keats, co Ci się stało? - spojrzałam na siostrę z troską.
- Nie chcę o tym rozmawiać.
- Powiesz mi, albo będę zmuszona powiedzieć rodzicom w jakim stanie wróciłaś do domu. - nie chciałam jej szantażować, ale to było jedyne wyjście by ją przekonać do mówienia.
- Egh. Chyba nie mam innego wyjścia.
Gdy przemywałam i opatrywałam jej rany wszystko dokładnie mi opowiedziała.
- Chcieli żebym im zapłaciła za towar, który wzięłam, ale ja nie miałam aż takiej kwoty. Nie miałam nawet połowy tego co byłam im winna. Przez długi czas ich unikałam, mając nadzieję, że uda mi sie w jakiś sposób zdobyć te pieniądze, ale nie zdążyłam. To oni znaleźli mnie pierwszą. Zabrali wszystko co miałam przy sobie, portfel, telefon, zegarek, nawet złoty pierścionek od mamy. A na sam koniec tak mnie urządzili... - ze smutkiem na twarzy, Keats opuściła głowę. Było jej wstyd, że wpakowała się w takie bagno.
- Boże, Keats w coś ty się wpakowała dziewczyno! Narkotyki? Coś ty sobie myślała?
- To miało być jednorazowe zlecenie. Miałam takiemu kolesiowi przekazać trzy paczki i dostać za to kasę. Po wszystkim mieli zapomnieć, że mnie znają.
- Jaka ty jesteś naiwna! - z frustracją wyrzuciłam ręce w powietrze.
- Hej, Paula! Daj dziewczynie spokój. - do rozmowy wtrącił się Justin, który do tej pory siedział z boku na fotelu.
- Ja tego tak nie zostawie. Zresztą, rodzice też Ci nie odpuszczą jak się o tym wszystkim dowiedzą.
- Nie możesz im powiedzieć! - Keats zerwała się gwałtownie z kapany i od razu tego pożałowała. Była cała poobijana.
- A właśnie, że mogę. Nie mam zamiaru za każdym razem cię kryć, a potem patrzeć jak mi się obrywa, bo zganiasz na mnie.
- Paula, błagam. Nie mów nic rodzicom. Możesz im powiedzieć o wszystkim innym tylko nie o tym, proszę. - w oczach Keats pojawiły się łzy, ona naprawdę bardzo bała się tego jak zareagują na to wszystko. Mama pokrzyczałaby tylko przez chwilę, ale by jej przeszło. Tata za to zrobiłby jej ogromną awanturę, przynajmniej przez rok za coś takiego nie wyszłaby z domu, już nie mówiąc o korzystaniu z telefonu i kazałby jej zgłosić się na policje.
- Ugh. I co ja mam z tobą zrobić?
- Paula, odpuść jej. Zobacz jak ona wygląda. Teraz musi odpocząć i ochłonąć po tym wszystkim. Ona potrzebuje teraz siostry, a nie egzekutora kary. - Justin miał rację, to rodzice byli od tego by ją ukarać. Ja powinnam jej pomóc.
- Okej.
- Jejku! Jesteś wielka! - Keats rzuciła mi się na szyję.
- Już odpuść. - odsunęłam ją od siebie. - Ale jest jeden warunek i nie masz nic do gadania w tej sprawie. - spojrzałam na Justina. - Możesz nas zostawić same?
Justin przytaknął głową i wyszedł do kuchni. Słyszałam jak otwiera lodówkę.
- Jaki warunek? - siostra spojrzała na mnie pytającym wzrokiem.
- Ile jesteś im winna?
- Tysiąc.
- Tysiąc złotych?! - ona chyba oszalała. Nie chciałam już nawet pytać ile tego towaru wzięła, skoro to było tyle warte. - Nie ważne. Gdzie ich znajdę?
- Po co ty chcesz ich szukać?
- Przecież musimy oddać im te pieniądze, inaczej będą cię wciąż nękać. Chociaż i tak wątpię by to w czymś pomogło, ale warto spróbować. - nic lepszego nie przychodziło mi do głowy.
- Na piątej alei jest stara rudera za barem U Jerego, kojarzysz?
Cóż za cudowne miejsce na kryjówkę.
- Tak.
- Pójdę z tobą, nie możesz iść sama. - Keats ruszyła za mną w stronę drzwi.
- Lepiej będzie jak zostaniesz, nie powinnaś się im już więcej pokazywać. - zabrałam kurtkę z wieszaka i wróciłam się jeszcze do salonu. Z komody wyjęłam kopertę w której trzymałam swoje oszczędności. Zabrałam potrzebną mi sumę i wcisnęłam pieniądze do kieszeni.
- Paula? Dokąd idziesz? - w drzwiach salonu pojawił się Justin. W jednej ręce trzymał kubek z kawą, a w drugiej rogalika czekoladowego.
- Idę zakończyć to czego nie umiała skończył młoda.
Nie czekając na jego odpowiedź wyszłam z domu trzaskając za sobą drzwiami. Nie miałam pojęcia co powiem tym ludziom i w jaki sposób wręczę im pieniądze, ale musiałam to zrobić. Musiałam pomóc Keats, inaczej sprawy mogłyby zajść za daleko i mogłoby się jej coś stać.
******************************
No i pierwszy rozdział mamy już za sobą. :)
I jak? Podobało się Wam?
Liczę na Wasze szczere opinie w komentarzach, za które z góry dziękuję. :)
Jeśli chcesz być informowany, napisz w komentarzu.
I już zapraszam na kolejne rozdziały. :)
Buziaki,